sobota, 5 stycznia 2013

yy to już mamy 2013 ?

A kiedy był sylwester? Sztuczne ognie? Szampana jakby pamiętam.. To chyba wtedy, gdy w końcu zaczęliśmy wygrywać z gorączką .
To był najgorszy sylwester w całym moim życiu.
Lila w dniu, w którym skończyła równe pół roczku zaczęła pokaszliwać. Lekarz ją zbadał, nie było to nic groźnego. Drugiego dnia wieczorem kaszel zrobił się mokry, zaczął pojawiać się katar... Trzeciego dnia, w sylwestra byliśmy u naszej lekarki.
Antybiotyk. Pionizacja, noszenie itp. I tak nie mieliśmy wyjścia, bo po powrocie Lila i tak nie chciała zejść nam z rąk. Przy każdej próbie był płacz, nawet przez sen...
Jednak nasz koszmar zaczął się wieczorem, kiedy gorączka wzrastała, Lila zwracała syropek przeciwgorączkowy, a czopki... no wypadały. Po kąpieli mającej na celu obniżenie tej gorączki, był odwrotny wręcz skutek. 39.2* ... Nie miałam już sił... Dobrze, że była z nami moja siostra, która była gotowa przyjechać do nas niedługo przed północą. Bardzo nam pomogła :)
Oczywiście wspomnieć by należało, jak to pediatra z naszego pogotowia telefonicznie odsyłała nas do odwiedzin Kliniki dziecięcej w naszym mieście, gdzie jednak odsyłali nas telefonicznie do pediatry.
Byłam załamana, modliłam się, żeby ta gorączka spadła...

Teraz jest już tylko lepiej :) po chorobie został kaszelek, którego mam nadzieję, że szybciutko się pozbędziemy :)

A Lilcia jakby ząbkować zaczęła... :)



2 komentarze: