Moja córka. Mój mały Skarb.
Niedawno koleżanka napisała mi, że do dziecka czasem przydałby się pilot. A tu masz ci los, dzieci były mądrzejsze i pomyślały o tym wcześniej ;)
Wystarczy jeden przeraźliwy krzyk, żeby rodzic w sekundzie był obok.
Wystarczy jeden uśmiech, żeby rodzic był w siódmym niebie.
Wystarczy trochę pogaworzyć, żeby i rodzic zaczął rozmowę/zaczął naśladować.
Wystarczy głośno purtnąć w pieluchę, żeby rodzic ją zmienił.
Wystarczy pomachać główką, żeby rodzic podał smoczka.
można by tak w nieskończoność...
A mąż mi wczoraj przypominał, jak to byłam w ciąży i płakałam, że co my zrobimy z takim maleństwem, że skąd będę wiedziała, czemu płacze itp itd.. No nie uwierzyłam mu! Gdzie on słyszał takie bzdury ? Przecież ja zawsze wiem, co potrzebuje moje dziecko ;)
Nie napiszę jak większość matek, że nie wiem jak to było, kiedy jej nie było. Że już nie pamiętam... Bo pamiętam, wiem. Wcale nie uważam, że te życie wtedy było puste... Bo było równie udane :)
Jednak Lili zrobiła rewolucję. Zawsze wiedziałam, że pojawienie się dziecka wiele zmienia w życiu. Ale wiedzieć, a przeżywać to, to jednak dwie różne sprawy... ;)
Jaka Ona jest? Ano Lilcia to nasz aniołeczek :) Nocki przeważnie przesypia już całe :) Są wyjątki, i mam nadzieję, że wyjątkami to pozostanie. Zasypia samodzielnie przed 21, bardzo rzadko na rękach, a tak straszyli, że ją przyzwyczaimy do noszenia. Dla mnie straszniejsza była wizja tego, że dziecko potrzebuje bliskości, a ja jej tej bliskości nie dam, bo przyzwyczaję. Pf.
Jak jednak zdarzają się te wyjątkowe noce, to przeważnie pół dnia potem nieprzytomna chodzę. Odkryłam, że nie ważne jak długo spałam, ale ile razy ten sen był nienaturalnie przerywany.
Nigdy nie pomyślałabym, że budząc się po 7 , w mojej głowie pojawią się myśli 'ale ja dziś długo spałam!' . Tym bardziej po tych późnych stawaniach podczas ciąży. Dzień się wtedy zaczynał około 11 przecież!
Jednak w te dni, kiedy Mate jest w domu (albo raczej kiedy to nie musi odsypiać nocki w pracy;)), jestem rozpieszczana i gdy Lila na dobre się obudzi, wędruje z tatusiem do salonu, a mateczka śpi dalej :) Z przerwami na karmienie oczywiście, bo nasza Maleńka potrafi być żarłoczkiem ;P
Karmiona wyłącznie piersią :) Ładnie przybiera na wadze, dziś waga wskazała 6 kilo :) Choć dla mnie to ona już z 10 waży;P Tak ciężko jest mi ją nad ranem z łóżeczka wyciągnąć, grawitacja wtedy chyba jest większa ;P
Urosła od urodzenia 7 cm.
A ja bym chciała, aby już zawsze była taka maleńka :)) Ale czasu nie zatrzymam, a jak czas leci, to jednak wolę, żeby rosła. Wiecie, boję się, że przez te moje myśli, ona naprawdę przestanie rosnąć!
W dzień nie jest bardzo zajmująca. Mam czas na wszystko:) Oczywiście trzeba znów zaznaczyć, że są wyjątki, ale ogólnie nie narzekamy:)
Kąpie się nasza Księżniczka co dwa dni.
Od pewnego czasu ja na to wszystko patrzę z boku :) Tatuś wyśmienicie sobie radzi:) Z resztą on, mimo, iż nie widział 'kąpieli pokazowej' w szpitalu, bardziej chciał tej pierwszej kąpieli niż ja ;) Ja się bałam! Chciałam to odłożyć na jutro, dziś dajmy spokój.. Ale nie, on był twardy i tak w lato kąpiel była codziennie, no bo w te upały to nie wyobrażam sobie inaczej ;) Na początku wyglądało to tak, że Mate ją trzymał, opowiadał jej o wszystkim, a ja mydliłam :) On spłukiwał, otulał, wycierał:)
Poszczególne części ciała, a raczej dbanie o nie, mieliśmy 'podzielone' . Ja bałam się pępuszka ;P Więc o kikucik dbał Mate. Czyścił, psikał itp. Trzymało się to bardzo długo, trochę przygód z tym mieliśmy;)
Ja czyściłam uszka, buźkę i oczka:)
Mate dbał o nosek, bo ja, kojarząc czyszczenie noska z czymś nieprzyjemnym, nie miałam sumienia. NA początku oczywiście były waciki nasączone wodą. Teraz waciki z solą fizjologiczną, czasami pomaga gruszka ;)
Lilcia uwielbia czyszczenie noska, cieszy się, gdy ją coś tam od środka smyra ;)
Gdzieś miałam filmik takiego jednego czyszczenia, może kiedyś wrzucę ;) Także odkąd odkryłam, że to fajna sprawa, przejęłam ten przyjemny obowiązek :)
Noi pazurki - oczywiście, jako pierwszy obcinał TATUŚ !
NA szczęscie i ja się później przemogłam :)
Lileczka nasza codziennie rozkłada nas na łopatki swoimi uśmiechami :), swoimi ahy'ami :) Tak pięknie gaworzy :)))
Noi dziś przeżyliśmy pierwsze (w sumie drugie, bo pierwsze było tuż po narodzinach) szczepienie. Bałam się jak cholera. Nie płaczu. Nie wydanej kasy (wybraliśmy 5w1). Boję się konsekwencji. Mam nadzieję, że te złe nas ominą, choć tyle się naczytałam, że uh.
Oczywiście nie obyło się bez tego płaczu przy wbijaniu igiełki. Myślałam, że odwagę będzie miała po mamusi, której ponoć nie straszne były szczepienia. Ale nie, nie ma tak łatwo.
Na szczęście, nie byłyśmy same. Zgadnijcie kto trzymał na kolankach Lili podczas szczepienia ? ;)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz