Dużo od świąt przebywamy poza domem, co bardzo dobrze na mnie działa (jak nic zła aura mnie tu dobija!), gdy wracamy Lila bardzo szybko idzie spać, a my mamy czas dla siebie... Z którego w końcu korzystamy jak należy! Razem, nie obok...
Gdy jednak okazuje się, że dochodzi godzina 3 w nocy, a Lila może wstać nawet o 5 zasypiam jak najszybciej, aby naładować w pełni akumulatory na następny dzień. Wczoraj jednak wyjątkowo wcześnie zakończyliśmy dzień... o 1 ;)
Chciałabym, aby ten czas trwał wiecznie.
Patrzę na Lilę i widzę szczęśliwe dziecko. Rozbraja mnie codziennie swym zachowaniem, bystrością, przebiegłością, kombinatorstwem...
Patrzę na Niego i widzę człowieka, który jest najlepszym tatą pod słońcem. Jak każdy ma swoje wady, ale taty takiego można pozazdrościć. Wiedziałam to od zawsze, że ojcem będzie dobrym :)
Patrzę na siebie i ... się nie poznaję ;) jakaś wewnętrzna zmiana nastąpiła we mnie, czerpię z tego ile wlezie :)
Nowy rok ? Niech będzie taki jak stary, to mi wystarczy.
Teraz wiem, że nie potrzeba mi nowych mieszkań, nowych samochodów (no, nie pamiętam takich czasów i choć nasz nawala to da się przeżyć...), innych nowych materialnych rzeczy.
Wystarczy, że widzę nasze szczęście, że widzę, że warto było....
Brakuje jednej osoby. Ale On żyje w Nas, nasz Aniołek, wierzę, że czuwa nad nami i dba o te nasze uśmiechy.
Takie różne refleksje mnie dziś nachodzą... Jedyny smutek sprawia to, że dobre zaraz się skończy, On pójdzie do pracy, Lila do żłobka... Ja będę się uganiać, aby ktoś mnie zatrudnił. Zacznie się ten młyn, na samą myśl mi przykro.
Czy jest tu ktoś kto potrafi zatrzymać czas? To ja poproszę....